Wiosłować bez wioseł
Autor: U.Lindquist Wydawnictwo:
Czarna Owca
data wyd: październik 2006
liczba stron:235
"To jest mój debiut i finał. Chodzi o mój finał(....) zostałam zaatakowana przez rzadką chorobę stwardnienie zanikowe, SLA. O szybkim i agresywnym przebiegu.Istnieje tylko jedno wyjście śmierć"
Takimi słowami zaczynają się zapiski w dzienniku choroby Ulli. Wydawałoby się,że ma wszystko co można sobie wymarzyć kochającego męża, czwórkę dzieci, pracę która daje satysfakcję . Żyć nie umierać wszystko stoi otworem. Los jednak lubi być przewrotny, w dniu 50 urodzin dowiaduje się o chorobie która zabierze ją od tego co kocha najbardziej w ciągu kilku miesięcy.
Książka niepozorna na pierwszy rzut oka przynosi w sobie wiele emocji. Człowiek który nigdy poważnie nie chorował każdego dnia traci sprawność a śmierć następuje z powodu zatrzymania pracy mięśni oddechowych. Czy można w tej sytuacji zobaczyć coś pozytywnego????? Autorce udało się, z każdego nowego dnia wyciągnąć to co najlepsze i pięknie to opisać. "Kiedyś cieszyły mnie jeansy od Armaniego teraz śmiech moich dzieci jest pieniem aniołów." Każdy dzień przywitany jak ostatni. Tylko zadaję sobie wciąż to same pytanie, dlaczego takie oczywiste rzeczy zauważamy gdy jest najczęściej za późno? Lektura wywołała łzy smutku i wzruszenia,ciepły uśmiech,współczucie dla Ulli i jej najbliższych.
Warto przeczytać polecam. A książki nie oceniam bo jak można oceniać czyjąś chorobę i przeżycia z tym związane.
Książka niosąca spory ładunek emocjonalny...Notuję tytuł
OdpowiedzUsuńnotuj,notuj warto przeczytać
Usuń